Podróż autobusem

Siadywałam w różnych miejscach.
Gdy chodziłam do szkoły podstawowej siedziałam z przodu, albo pośrodku, przy oknie lub od zewnątrz. Miejsca na tyle były zarezerwowane dla stałej grupy, dla tych ,,fajnych", zazwyczaj dla chłopaków, których było więcej, którzy byli starsi od reszty.

,,Dobre miejsce" to było to przy kierowcy, albo na samym tyle, gdzie może jednocześnie usiąść kilka osób. Skoro ,,dobre" to zawsze zajęte, ale kiedy udawało się tam usiąść to była radość i zadowolenie z siebie, bo akurat tego dnia mi się udało tam usiąść, a nie komuś innemu. Miejsce pierwsze na przodzie, przy samych drzwiach zazwyczaj zajmowała pani od pilnowania dzieci w autobusie. Tak, dokładnie tak ją nazywaliśmy. Oczywiście, zazwyczaj nikt jej nie lubił, bo usadzała, krzyczała i ogólnie się czepiała. Dlatego też z czasem, gdy stawaliśmy się coraz starsi miejsca te straciły na wartości i przestały być ,,fajne".

Zajmowało się siedzenie obok dla koleżanki, którą się lubiło, z którą chciało się siedzieć i jeszcze móc porozmawiać przed powrotem do domu. Zanim się jednak weszło do autobusu, który przyjechał pod szkołę, jak zawsze w to samo miejsce, trzeba było się dopchać do wejścia i pokonać kolejkę, w której każdy chciał wejść pierwszy. Wiadomo, dla ostatnich z kolejki zostawały najgorsze miejsca, czyli te na przodzie, bo nawet nie po środku.

Na co jeszcze zwracaliśmy uwagę? Czy przyjedzie nowy autobus z drzwiami otwieranymi automatycznie, czy stary gruchot, w którym drzwi trzeba było otwierać i zamykać samemu, co wiązało się z użyciem sporej siły. Tak, to była radość i luksus, kiedy przyjeżdżał ,,nowy" autobus.

W szkole średniej to już ja siadywałam z tyłu, ze swoją paczką, przez jakiś czas, a potem sama. Siadałam przy oknie i obserwowałam, co się dzieje za oknem, jak zmienia się krajobraz. Czasem wyciągałam z plecaka książkę i czytałam. Czasem zdarzyło mi się usiąść przy kierowcy, albo zostać przez niego zawołaną, bo zostawałam tylko ja i on. Rozmawialiśmy, mimo że rozmowy z kierowcami podczas jazdy są zakazane. Wyobrażacie sobie jechać ciągle tymi samymi trasami, przez 8 godzin i do nikogo się nie odzywać? Straszne, moim zdaniem.

Nigdy nie zasypiałam, choć widywałam takich, co ucinali sobie autobusową drzemkę. Zawsze jednak budzili się przed swoim przystankiem. Często, mimowolnie, słyszałam rozmowy telefoniczne moich współpasażerów, albo te między nimi prowadzone w autobusie.

Czasem stawałam przed tablicą z rozkładem jazdy i szukałam swojego połączenia, żeby sprawdzić, czy się nie zmieniły. Chociaż wcale ich dużo nie było, znałam na pamięć. Czasem w drodze na dworzec ktoś mi towarzyszył, ale wiele razy przemierzałam ponad kilometr sama, niezależnie od pogody. Nie lubiłam czekać, toteż nie chciałam czekać na przystanku pod szkołą. Jedynie rano na nim wysiadałam, bo kto jechał na dworzec i z niego szedł na lekcje, choć też zdarzało się i tak, gdy coś wypadało, pojawiało się okienko i nie miałam jak dojechać na 10, więc musiałam jechać na 8.

Dojeżdżając na studia, zajmowałam po prostu miejsce, które było wolne, ale też zazwyczaj z tyłu, z przodu rzadko się zdarzało. Ludzi było albo tyle, że wszyscy się ocierali o siebie, albo autobus był niemal pusty. Wszystko zależało od godziny. Zdarzało się też jechać z bezdomnym, cuchnącym jak kosz na śmieci albo ścieki (i to nie jeden raz!), zdarzało się, że ustępowałam komuś miejsca i nie usłyszałam nawet ,,dziękuję". Były też upadki, kiedy kierowca nagle zahamował.

W szkole podstawowej, kiedy autobus się spóźniał wszyscy czekający na przystanku uczniowie się cieszyli i wręcz modlili o to, żeby nie przyjechał, bo to oznaczało dzień wolny od lekcji i to nie z naszej winy! Kiedy trzeba było dojechać na egzamin na studiach to zaklinałam autobus, żeby przyjechał, ponieważ jak się spóźnię to nie zaliczę przedmiotu. Zwykle i tak jeździłam wcześniejszym, nie ufając komunikacji miejskiej, zwłaszcza zimą.

W autobusie rzucało, klekotało, coś się psuło i stawał na poboczu drogi, a wtedy trzeba było czekać aż zabierze nas - pasażerów inny kierowca.

I mimo, że dojazdy autobusami były dla mnie uciążliwe był to też dobry punkt do obserwacji i do zwykłego odpoczynku, zanim się dojechało na miejsce i wracając z niego do domu.
Źródło: https://pixabay.com/pl/photos/autobusem-tramwaj-omnibus-1209153/

Komentarze

  1. Ja na szczęście nie dojeżdżałam do szkół, miałam blisko i chodziłam, dopiero na studia jeździłam pociągiem. Masz rację, to był dobry punkt do obserwacji, a w pociągu można było co nieco powtórzyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaoszczędzałaś czas, np. na sen. ;D A no to prawda, że środki komunikacji miejskiej to dobre miejsca do powtórek.

      Usuń
    2. Na sen niekoniecznie, zawsze byłam skowronkiem, ale na leniwy spacer to tak:-)

      Usuń
    3. A no to dobrze i na spacer. ;D

      Usuń
  2. w czasie gdy ja dojeżdżałam do LO o tym by usiąść w autobusie można było tylko pomarzyć ...:) A w środę targową to najczęściej autobus przejeżdżał nam koło nosa i jechał dalej bez zatrzymywania się na przystanku. Trzeba było łapać tzw. okazję by dotrzeć do szkoły . Oczywiście wtedy człowiek się spóźniał , czasem docierał dopiero na drugą lekcję , ale tym to już się nikt z nas nie zamartwiał :) Co najwyżej nauczyciele się wściekali , ale kto by się tym przejmował ? :) Będąc na studiach mieszkałam na stancji więc korzystałam z tramwajów lub biegło się na własnych nogach . Tramwaje też były zawsze przeładowane ...w zasadzie to w tamtych czasach środki masowego transportu najczęściej przewoziły masy ludzi uciśniętych jak sardynki w puszce ... Pamiętam za każdym razem gdy jechałam z Wrocławia np do Chełma Lubelskiego to całą drogę aż do Puław stałam w korytarzu w takim ścisku ,że nawet usiąść na podłodze się nie dało , problemem było przebić się do najbliżej ubikacji - dantejskie sceny się tam odgrywały :) W Puławach dużo osób wysiadało i wtedy można było czasem nawet usiąść w przedziale :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wsi autobusy nie są wypełnione po brzegi te liniowe, pracownicze tak. W mieście zazwyczaj są pełne, czasem już wejśc nie można, zależy od godziny. Zdarza się, że na jednym przystanku większość wysiada i tylko kilka osób jedzie do końca trasy. A to, że autobus się nie zatrzymuje to zwykłe chamstwo, zdarzyło mi się tak jeden raz. Odważna byłas, że okazję łapałaś. ;) Na studiach też biegałam na nogach, bo ogólnie wolę chodzić niż jeździć, ale czasem było lepiej lub trzeba było pojechać. W pociągach to chyba nadal się zdarza, że nie da się dopchnąć do wc, albo się stoi, chociaż bilet jest wykupiony...

      Usuń
    2. czasy które wspominam to lata 70/te wtedy ludzie ze wsi , do których i ja się zaliczałam jeździli po wszystko do miasta a indywidualna motoryzacja była w powijakach ...mało kto miał auto . Dlatego środa - targ w powiatowym miasteczku to był eksodus ...kobiety z całej okolicy pędziły na zakupy i dostać się wtedy do autobusu było ciężko :)

      Usuń
    3. O proszę. Łatwo nie było. Dzięki za opowiedzenie, jak to wyglądało. ;)

      Usuń
  3. Zawsze wybierałam najlepsze szkoły, więc często niestety sporo oddalone od mojego miejsca zamieszkania. Raczej jeździłam autem, ale czasami też autobusem i można było zaobserwować wiele zachowań ludzi.. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za podzielenie się swoim doświadczeniem. ;)

      Usuń
  4. Też dojeżdżałam do szkoły, która znajdowała się w sąsiedniej wsi. Przepychanki do autobusu, wybieranie miejsc itd. wyglądało identycznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to dokładnie wiesz, jak to wygląda. Pozdrawiam. ;)

      Usuń
  5. Nigdy nie lubiłam autobusów i nie lubię ich do dziś. Miałam chorobę lokomocyjna. Najgorsze jak przyszło mi siedzieć na kole... Nie będę mówić jak to się skończyło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojjj, niefajnie.
      Też nie lubiłam koła! Okropnie się jedzie. Ogólnie nie jest to chyba przyjemne. Dla nikogo.

      Usuń
  6. Ależ piękne robisz zdjęcia... można się w nich zakochać. Tak tramwaje jednak są lepsze od autobusów. Chociażby ze względu na powietrze.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak historie lubią się powtarzać. Pod wieloma rzeczami które napisałaś mogłabym się podpisać. Tak, pamiętam jak zacne były te miejsca z tyłu. Za to na studiach zacne były w ogóle miejsca siedzące, bo nie raz był tak zapchany, że musiałam stać. W liceum też często rozmawiałam z kierowcą, bo ostatnią część podróży odbywałam jako jedyny pasażer. Na egzaminy zwykle jechałam wcześniejszym ale też zdarzało mi się zwalić winę na autobus gdy sama zaspałam na lekcje. Trochę znajomości się zawarło miłych i niemiłych. Różni ludzie, zawsze coś ciekawego się wypatrzy. Często czytałam, nigdy nie spałam, bo bałam się, że prześpię przystanek.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz