W dzieciństwie

Obserwowałam, jak latały jaskółki i huśtałam się na huśtawce zrobionej przez tatę.
Miałam psa, którego kochałam. I kota. Właściwie to mnóstwo kotów. Była parka kocic, jedna była prawie czarna, z białą łatą na szyi i białymi łapkami, a druga była w biało-czarne łatki.  Był też szary, mały, który gryzł po nogach dla zabawy. Oczywiście, dla swojej zabawy, bo to jednak trochę bolało jak ugryzł. Był też kot cały biały, przybłęda znaleziony zimą i oswojony, bo na początku był nieufny i bał się bardzo. Ten biały urodził drugiego całego białego, a tam wziął zaginął. Albo coś mu zrobił pies sąsiadów. Miałam króliki. Piękne, puchate, o słodkich pyszczkach i miękkim futerku, karmiłam je marchewkami albo burakami. Wypuszczałam je na wybieg zrobiony z desek, żeby mogły jeść trawę.

Uwielbiałam rysować, więc rysowałam i robiłam wycinanki. Bawiłam się lalkami i bawiłam się w piaskownicy, którą również wybudował mój tata. Zazwyczaj bawiłam się sama. Nie wiem, czy nie dało się mnie lubić, czy nie chciałam bawić się z innymi, bo po prostu wolałam bawić się sama. Miałam kolegę, który czasem przychodził ze swoją mamą i zdarzyło mu się bawić ze mną lalkami, i koleżankę, która odwiedzała babcię i przychodziła do mnie, albo ja szłam do niej i razem spędzałyśmy czas.

Lubiłam się bawić w ganianego i w berka. W chowanego lubiłam mniej. Natomiast w podchody nie bawiłam się nigdy. Nie grałam też na zaoranym polu w palanta. Potem polubiłam skakanie na skakance, dzięki pani Alince ze świetlicy. Wszyscy skakali, po to tam chodziliśmy. Nawet chłopaki. Mieliśmy konkursy, kto więcej skoczy i nawet raz były nagrody. Chciałam pamiętnik. I go dostałam. Graliśmy też w modę, i bywaliśmy zawiedzeni, kiedy inna grupa zgarnęła ją pierwsza.

Lubiłam kwiaty i ubieranie się w ładne sukienki, które dostawałam po kuzynce. I porzeczki, truskawki, i wiśnie, i śliwki zrywane prosto z gałązek. I jabłonie na podwórku, które potem zmieniły swoje miejsce. I rosnący pomiędzy nimi agrest też pamiętam.

Nie miałam aparatu fotograficznego, ani telefonu. Pierwszy dostałam, jak poszłam do gimnazjum. Oglądałam za to dużo telewizji. Miałam za to blok rysunkowy i kredki. Miałam też bujną wyobraźnię i wiarę we wszystko. Wiarę naiwną, oczywiście.

Nikt nie lubił chodzić do szkoły, ale ja lubiłam. Lubiłam się uczyć. Nie lubiłam za to, jak koledzy wołali do mnie po nazwisku. Przecież mam imię. Pisaliśmy sobie wzajemnie ,,złote myśli" w zwykłych zeszytach i zbieraliśmy karteczki. Ja nie miałam ich wiele, ze względu na brak pieniędzy. Potem jak wszyscy mieliśmy komórki wymienialiśmy się obrazkami na telefon i muzyką. Pozwalałam koleżankom i kolegom spisywać od siebie lekcje.

W przedszkolu miałam kolegę, z którym nie chciałam zatańczyć. Chyba nikt w grupie za nim nie przepadał, a byliśmy dziećmi...

Miałam dużo pluszaków ustawionych na półkach w pokoju.

W domu był pokój duży i mały. Dopiero potem miałam swój własny.

Mimo to, że lubiłam świat to był we mnie lęk. Przed nieznanym, że nie wrócę do domu, którego nie lubiłam opuszczać, przed obcym psem, przed tym, że ktoś będzie się ze mnie śmiał, że zgubię przybory szkolne, że ktoś na mnie nakrzyczy, itd. I pozostał. 

Miałam wiele marzeń. I może nawet niektóre z nich spełniłam.

Ale te jaskółki, duże i małe nadal mam w głowie do dzisiaj. Jak leciały po błękitnym pogodnym niebie i jak mieszkały u nas w chlewie. Budowały tam gniazda z błota i były każdej wiosny. Tak nawiasem mówiąc, załatwiały się na wszystko, co było pod ich gniazdem. Trzeba było uważać, gdzie się coś kładzie lub gdzie stawia się rower, bo potem można było natknąć się na niespodziankę.

Tata wystawił przez okno słoninę dla sikorek. Wtedy jeszcze tu były.

Nie jeździłam na wakacje. Jedynie w wycieczkach szkolnych brałam udział. I nie lubiłam chodzić do miejscowego sklepu, bo był daleko, ale nie tylko.

Mama robiła mi kitki, a potem obcinała mi włosy na krótko, co mi się nie podobało, gdy już byłam starsza.

W grupie szkolnej z mojej wioski byłam jedyną dziewczyną. I przyznaję, czasem chciałam, żeby była jeszcze choć jedna. Miałabym koleżankę.


Kiedyś zrobiłam sobie hamak... Ze starej firanki. Ale wytrzymał. Przez jakiś czas.

Tak to właśnie było w moim dzieciństwie. Takie wyrywki, wspomnienia z dawno nieodwiedzanych zakamarków pamięci.
Źródło: https://pixabay.com/pl/photos/dzieci-gra%C4%87-rock-czas-wolny-2487845/

Komentarze

  1. Ja tez lubiłam szkołę i lubiłam się uczyć, uwielbiałam wypracowania:-)
    Najmniej lubiłam WF, bo nie wszystkie ćwiczenia potrafiłam wykonać.
    Pamięć płata czasami figle i wcale niełatwo przypomnieć sobie najwcześniejsze obrazy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Też lubiłam chodzić do szkoły i nie podobało mi się wołanie po nazwisku ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam Twoje wspomnienia i upatruję w nich sporo analogii ... :) Wychowywałam się na wsi a więc też ciągle miałam do czynienia z dużą liczbą zwierząt, z którymi łatwo się zaprzyjaźniałam . :) Lubiłam także piękno natury i chętnie uciekałam w pola , w głębiny pałacowego parku lub do lasu gdzie nie było ludzi a tylko śpiew ptaków, piękna przyroda i ja. Mogłam wtedy rozmyślać do woli, głośno śpiewać i tańczyć...być po prostu sobą gdy nikt mnie nie podglądał i nie krytykował . Lubiłam czytać , rysować i oglądać przedwojenne filmy /strasznie mnie wciągały musicale/...miałam swój własny wewnętrzny świat i byłam w nim sama tak jak w realu. Jeśli chodzi o szkołę to podstawówka jeszcze była w miarę strawna, ale LO w ogóle nie chcę wspominać . Organicznie nie trawiłam tej szkoły - to było za karę , że istnieję. Winą za to obarczam pseudo nauczycieli , którzy tam wtedy uczyli i o pedagogice , dydaktyce, psychologi i wychowaniu mieli tyle pojęcia co świnia o pieprzu. Jak się nawet trafił jakiś dorzeczny nauczyciel to o dziwo najdalej po 2 semestrach nawiewał z tej szkoły . Tak sobie myślę , że bardzo prawdopodobnym było , że pośrednio właśnie ci ludzie przyczynili się do mojego wyboru późniejszej drogi zawodowej . :) Pamiętam ,że w dzieciństwie lubiłam wgapiać się w niebo ...za każdym razem gdy przelatywał samolot myślałam jakby to było fajnie móc w nim być i zobaczyć świat. Najprawdopodobniej podświadomie chciałam uciec daleko z tego miejsca , w którym byłam ...
    Wybacz , że się tak rozgadałam ... ale Twój tekst obudził i moje wspomnienia :) Pozdrawiam :)
    Najwspanialszym czasem związanym z moją edukacją był okres studiów. Ten wspominam bardzo miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ ja się wcale nie gniewam! Nie ma o co. Gadaj do woli, kochana. ;) Dziękuję za Twoje wspomnienia. Dla mnie też studia były najlepsze. Jak już kiedyś gdzieś powiedziałam, nie każdy nadaje się do zawodu, który wykonuje, tylko niektórzy się starają, a inni tkwią w nim za karę i nie szukają innej drogi, męcząc tym samym siebie i osoby w swoim otoczeniu. Ech, no i tak to jest. Przyjemnie powspominać, ale i trochę smutno.

      Usuń
  4. Sporo skrawków całkiem jak z mojego dzieciństwa... a i tak czas zabrał wszystko, zostały wspomnienia. Takie urokliwe. Zwyczajne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no skrawki... Wspomnienia chwil, które kiedyś się zdarzyły i które gdzieś tam w nas są. Dokładnie tak.

      Usuń
  5. Przeróżne mamy wspomnienia z dzieciństwa.
    Dobrze, jeśli są piękne.
    Ale nie zawsze tak jest.
    Pozdrawiam Cię najserdeczniej.
    P.S. Pięknie napisałaś ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! ;) Pozdrawiam także. ;) Dobrego weekendu.

      Usuń
    2. Nie każde chwile mają być piękne, ale są równie wartościowe, należy zawsze czerpać z nich dobre rzeczy - wnioski na przyszłość :)

      Usuń
  6. Miło czasem powspominać dzieciństwo, a w tym wszystkim warto czasem ożywić swoje wewnętrzne dziecko. Ja teraz staram się spełniać marzenia z dzieciństwa :).
    Też często bawiłam się sama. najwidoczniej byłam nieśmiała i tak mi już zostało. Jednak wspomnienia są, karteczki, złote myśli, skakanki (chociaż ja wolałam skakać w gumę, ze skakanką sobie nie radziłam ;p)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem tak. Te miłe rzeczy. Nie zawsze miło było. No i fajnie, ekstra! Też lubiłam gumę!!

      Usuń
  7. To dziecko w nas zostaje...Lubimy to samo, tylko nie nazywamy tego zabawą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie to cieszy. Ludzie, którzy całkowicie przestają być dziećmi są szorstcy i bez poczucia humoru i ogólnie nie wzbudzają mojej sympatii. Z kolei jak jest tego dziecka w dorosłym za dużo to też niekoniecznie dobrze, bo wtedy brak odpowiedzialności np.

      Usuń
  8. Powiem Ci że jesteśmy do siebie trochę podobne 😃 Niesamowite! Też lubiłam się uczyć. Mama wspomina że od małego siedziałam w encyklopediach 😀😀😀 albo w puzzlach. Uwielbialam też dalekie podróże pociągiem. Ciągle gdzieś jeździłam z babcią. To były wspaniałe czasy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Puzzle są mega! Nawet teraz bym sobie układała puzzle, jakbym miała na to czas. Ponadczasowa zabawa. ;) Świetnie! Podróżować też lubię, ale najlepiej to tak do 4 h, bo potem to mi się robi niewygodnie i męczy mnie ta podróż.

      Usuń

Prześlij komentarz