Historia pewnego zielonego samochodu


Stał w głębi, schowany za innymi samochodami w miejskim komisie. Od razu poczuła, że to TEN. Jakby się do niej uśmiechał swoim zielonym lakierem, a właściwie to turkusowym, ale przecież nikt nie wpisuje w dowód rejestracyjny, że ma turkusowe auto. Po prostu różne są odcienie danych kolorów, ale nie wnikając w to, a w wracając do początków owej znajomości, wybrała GO. Oczywiście, że nie mogło być inaczej. Był mały i ładny. Wyprodukowany w Japonii, pierwszego właściciela miał w Niemczech i stamtąd przybył do Polski, gdzie pierwszym jego właścicielem została właśnie ona. ,,Urodzony" na początku czerwca i również w czerwcu zakupiony. To było jak przeznaczenie!

No więc, po dopełnieniu wszelkich formalności wrócił z nimi do domu.

Spędził z nią jeden rok.

Spędził z nią drugi rok.

Spędził z nią trzeci rok.

I czwarty.
Źródło:https://pixabay.com/pl/vectors/samoch%C3%B3d-zielony-pojazdu-33866/


Przeszedł wiele napraw. Został wymieniony niemal w połowie. Zazwyczaj jeździli na krótkie, maksymalnie 70 kilometrowe trasy. Wybrali się też na dłuższe, z sercem w gardle, bo przecież na drodze są różne zagrożenia i można się zgubić, jak do Gorzowa Wielkopolskiego, czy do Międzywodzia, nad morze. Tylko jeden jedyny raz.

Przeszedł jedną kolizję. Stali na ,,stopie", kiedy samochód, oczywiście dużo większy zatrzymał się na JEGO tyle, miażdżąc całą tylną klapę. Przeżyli wiele sytuacji zagrożenia i uniknęli tylko tak zwanym łutem szczęścia innych stłuczek, jakie mogły się wydarzyć. A może to też zasługa doświadczenia?

Piąty okazał się rokiem, w którym musieli się rozstać.

Rozstanie nastąpiło 03.03.2020 roku. Został zabrany na lawetę i wyruszył w swoją ostatnią podróż, już nie na swoich kołach.

Może nie miał dużej wartości w pieniądzach, ale miał dużą wartość sentymentalną. Bezcenną wręcz.

Nie tylko mężczyźni kochają samochody. A kobieta wcale nie musi się znać na mechanice, by dbać o swoje auto czy podziwiać różne nowe modele danej marki.


Komentarze

  1. Ja to nawet prawka nie mam, ale lubię nasz samochodzik:-)
    Fajnie napisane :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OOoo, mi właśnie w marcu minęło 5 lat, odkąd je mam. Dziękuję, cieszę się, że się podoba. ;)

      Usuń
  2. Znam ten stan ... też jestem sentymentalna i zawsze było mi przykro gdy trzeba było się rozstać. :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie to tak wygląda. No, cóż, nic się nie zrobi.
      Pozdrawiam także. ;)

      Usuń
  3. Całkiem jak historia mojej niebieskie KA-czuszki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszyscy i wszystko ma swoją historię.
    Twój zielony samochodzik też.
    A jak się człowiek z czymś zwiąże to potem trudno mu się rozstać....
    /Ja to nawet do starej szafy potrafię się przywiązać :-))

    Serdeczności pozostawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chętnie bym się przejechała takim śliczny zielonym zabytkiem, garbuskiem na przykład. Urocze. Mój chrzestny miał kiedyś żółtego mercedesa którego bardzo lubiłam. Świetny tekst L. Uściski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajne są małe auta ;). Dziękuję. Pozdrawiam, Kasiu ;).

      Usuń
  6. :) tak było mi szkoda ponad 15 letniej jariski :) biedaczka się natyrała a na koniec jakiś łoś kupił ją żeby mieć na przeszczep organów - zycie nie jest fair !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toyoty Yaris też mi się podobają. Fajne auta. A no i tak bywa. Nie jest, zdecydowanie.

      Usuń
    2. 15 lat tylko z jedną awarią :) i to na gwarancji alternator szlag trafił więc była super yariska

      Usuń
    3. Wow! No to nieźle. Uwielbiam japońskie samochody. Yaris mi się marzy od dawna. Może następne to będzie właśnie to auto. ;D

      Usuń
  7. Racja racja :) samochody jak każda rzecz wpływają na ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  8. Turkusowy lakier zwróciłby pewnie i moją uwagę :), chociaż nie przyszło mi się przywiązać do auta jakoś szczególnie, pewnie dlatego, ze nie mam prawka i zawsze jestem po stronie pasażera :) ale rozumiem bo do wielu innych rzeczy jestem sentymentalnie przywiązana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy wiedzieli, że to ja jadę ;D. Nie brudził się często, a przynajmniej nie było tego bardzo widać, co było ogromnym plusem. Aaa to Ty też szofera zatrudniasz ;D.

      Usuń

Prześlij komentarz